Autor Wiadomość
JJ
PostWysłany: Czw 13:19, 27 Kwi 2006    Temat postu:

Sonja widząc poczynania Spyre rówież postanowiła wycofać swój oddział w głębie lasu. Wystrzeliła jeszcze raz do demonów po czym krzyknęła głośno do swych ludzi
- Wycofywać się!! Robimy przegrupowanie! - Później dodała jeszcze sama do siebie
- Jeszcze żyjemy i to najważniejsze.
Kasiurzyńska
PostWysłany: Śro 19:06, 19 Kwi 2006    Temat postu:

Liia po pozbyciu się natrętnej gadziny odetchnęła głęboko z ulgą po czym postanowiła jak najszybciej wracać na pole bitwy by pomóc swym sprzymieżeńcom. Po raz kolejny rzuciła na siebie czar "Lot" by szybko i bez przeszkód dostać się tam spowrotem. Nie wiedziała bardzo komu ewentualnie pomóc, jednak nie miała zamiaru bezczynnie trwać w trakcie toczonej bitwy.
- Być może jeszcze się im na coś przydam - Uśmiechnęła się sama do siebie.
Ronin
PostWysłany: Śro 15:10, 19 Kwi 2006    Temat postu:

Benorn poraz kolejny udeżył swym toporem celując w nogi
-obiecuje ci..... pożałujesz, że nie siedzisz teraz w swoim domku- na tważy krasnoluda pojawił się przelotny uśmiech i zaatakował poraz kolejny.
Kieczy
PostWysłany: Śro 10:23, 19 Kwi 2006    Temat postu:

Karastirr ledwo podniósł się z ziemii, tylko grożba utraty życia utrzymywała go przy życiu...
- Nie dajcie mu odetchnąć... ten przeklęty gad musi zginąć!- krzyknął do swych sług, którzy zacięcie atakowali smoka- Z jego Panem kiedyś się jeszcze spotkam... to nieuniknione.- dokończył Karastirr rzucając w Smoka Wampiryczne Dotknięcie... miał nadzieję dzięki temu czarowi odzyskać część utraconego zdrowia.
Gadzik_2005
PostWysłany: Sob 20:49, 15 Kwi 2006    Temat postu:

Faraday z wyraźnym zadowoleniem spoglądał na pole bitwy.
- Do boju kapłani Talosa ! Wygrywamy ! Nieście śmierć i zniszczenie ! - ryknął potężnym głosem. Nadal wznosząc się nad ziemią, wymówił inkantację Leczenia krytycznych ran.
- Gińcie sługi ciemności ! Wracajcie z powrotem do krainy cienia ! - wrzasnął w stronę wrogów, używając swojej mocy (Odegnanie nieumarłych).
Jack Mort
PostWysłany: Sob 8:32, 15 Kwi 2006    Temat postu:

Nadzieja... Bezsprzecznie każdy z was smakował teraz to słowo i sycił się nim niczym pożywnym obiadem. To bowiem, co na początku potyczki znane było jako piórko zaledwie na wietrze, teraz stało się już prawdziwym białym gołębiem, który wzbijał się coraz wyżej i wyżej...

Demon, który zostawał dotkliwie i stopniowo pozbawiany życia przez Fenix Styre'a, miał szczęście na sekundę przed swoją śmiercią otrząsnąć się i wykonać zamach. Dla zabójcy, mimo całego jego asortymentu uników, ruch ten był na tyle nieprzewidywalne by nie zdołać się przed nim uchronić. Nim zdołał unieść rapier do zbicia, potężne szczypce miotnęły nim o pobliskie drzewo (-15pw). Wątpić jednak wolno, czy te drobne niepowodzenie zdołało zniweczyć szanse Styre'a jak i jego oddziału. Assasyni bowiem wraz z oddziałem elfów dokonali czegoś absolutnie niewiarygodnego. Wytrzebili właśnie blisko pół demonicznych wojsk Czarnej Sieci. Demony ginęły najeżone strzałami, bądź z paskudnymi rozcięciami w newralgicznych punktach ciała. Na pastwę łuczników 'Arrowa', berserkerów 'Axe'a' oraz skrytobójców Styre'a i Sonji zostało już nie mniej ni więcej pięćdziesiąt sztuk diabelskiego pomiotu.

Gwynion czmychnął w bok, dostrzegając nadlatujący pal. Dotkliwie wykończył on oddziały łuczników, elf więc zdany był już tylko na siebie. Z ogromnym zacięciem na twarzy wysunął z pochwy miecz i pomknął w kierunku piechoty. Miał zamiar walczyć w zwarciu, a co jakiś czas wycofywać się i razić strzałami. Plan był niebezpieczny, ale i możliwy do wykonania.

Zamysł Faroda udał się doskonale. Kości zostały odrzucone przezeń na boki, a sam kapłan wzniósł się w powietrze. Był jednak bardzo już osłabiony i z pewnością niezdatny do walki wręcz. Nieumarli jednak zostali już wystarczająco osłabieni by nie lękać się o własne życie. Mimo, iż kapłanów było mało, nieustannie wspierali ich magowie Czarnokija, wypuszczając serie śmiercionośnych zaklęć. Faraday oniemiał, stwierdzając, iż bitwa nie jest jeszcze stracona. Osłupiał jeszcze bardziej kiedy zdał sobie sprawę, że jest ona bliska zwycięstwa...

Masa nekromantów i nieumarłych przywarła do smoka niczym wielka pijawka. Ten wciąż osłabiony nie mógł zrobić nic by zapobiec wysysania swych sił życiowych. Jego ciało straciło już swe umięśnienie i stawało się coraz to bardziej słabe. Jeszcze kilka zaklęć i nie wytrzyma on naporu Karastirrowych sług. Potężny gad zginie bezbronny.

Karastirr nie zdążył jeszcze poprosić Yreala o znalezienie Chembryla, kiedy ten wystrzelił z trzewi walczących naprzeciw, mknąc w górę. W jego spojrzeniu tkwił gniew i po chwili oszalał Fzoul wymówił inkantację. Naprawdę potężna wiązka negatywnej energii w postaci zaklęcia Krzywda, uderzyła wprost w korpus Karastirra, pozbawiając go tchu. Ból był przeogromny, a elf z trudem trzymał się jeszcze jako tako na nogach (zostało 2pw!). Fzoul zaśmiał się tylko usatysfakcjonowany, po czym otworzył portal i czmychnął, dezerterując z pola bitwy. Dlaczego nie był zawiedziony porażką? Dlaczego się śmiał?

Smok gonił szybującą Liię bezustannie. Do czasu... Nie zauważył on bowiem pewnej skalnej półki, w którą uderzył swym czerepem. Stracił swą równowagę w locie i obniżył go, schodząc coraz niżej i coraz dotkliwiej kalecząc sobie ciało skalnymi wypustkami. Nie zdążył już wyhamować przed zderzeniem z ziemią i całe otoczenie zatrzęsło się, powodując lawinę głazów. Dzieła dopełniły pociski Lii, które utrzymały dragona w pozycji leżącej. Nie zanosiło się na to by przysypany głazami jaszczur podniósł się szybko.

Wyrodny z rykiem bólu puścił krasnoluda na ziemię, kiedy jego ramię zostało odrąbane. Kolejny cios krasnoluda wytrącił z równowagi demona, a ten skoczył i dosłownie zmiażdżył Benorna opazurzoną stopą (-11 pw). Glabrezu jednak był już na tyle ranny by stracić nieco sił (średnie rany)

Kiedy Styre lizał rany po niebezpiecznym starciu ze szczypcami demona, niespodziewanie podbiegł do niego jakiś zakapturzony snajper. Fenix rozpoznał w nim jednego z dwóch braci, dowodzących armią Silverymoon. Elf chwycił go za ramię, po czym szepnął.
- Za chwilę wycofujemy się do lasu. Zbieraj swych ludzi - oznajmił, mając zamiar zostawić walczących i po prostu umknąć w bezpieczne miejsce - Wierz mi, długo tak nie pociągniemy - dodał, po czym zerknął na swego brata, który szalał z toporami w dłoniach - Brawura kiedyś go zgubi. Nie wie kiedy przestać...

Rzeki srebra wyłaniały się znad horyzontu. Morze lśniących zbrój na pięknych karych rumakach. Rycerze Lora Tyra mknęli z wyciągniętymi mieczami by raz na zawsze zmiażdżyć wroga i nie pozostawić po nim śladu. W powietrzu podniósł się okrzyk niesiony wiatrem.
- Za Torma!
Ronin
PostWysłany: Śro 18:25, 05 Kwi 2006    Temat postu:

Benorn spojżał prosto w oczy swego przeciwnika.
-wracaj skąd przybyłeś- Uderzył poraz kolejny w ręke swego przeciwnika i gdy ten go puścił natychmiast zadał cięcie od dołu do góry.
Kasiurzyńska
PostWysłany: Śro 7:44, 05 Kwi 2006    Temat postu:

Liia zobaczyła wąwóz i wiedziała że to chyba jej jedyna szansa by ochronić się przed smokiem. Wleciała więc do wąwozu w nadziei na zgubienie lub ewentualne spowolnienie swojego pościgu. Nie wiedziała chwilowo jak przebiega bitwa i nie miała pojęcia co z jej starymi znajomymi. W czasie lotu wpadła na jeszcze pewien pomysł. Wyciągnęła schowaną do tej pory różdżkę "Magicznych pocisków" i pilnując gdzie leci wystrzeliła po chwili pociskiem w smoka. Jeśli pokonałaby jego odporność na czary to już byłby jej... .
Kieczy
PostWysłany: Wto 21:28, 04 Kwi 2006    Temat postu:

- Teraz wszyscy pozostali przy życiu, atakować Smoka! Nekromanci Dotyki Ghoula i w Jaszczurkę!- wrzasnął Karastirr i zarówno szkielety jak i wskrzeszeni niedawno nieumarli ruszyli masą na Smoka- Giń gnido...- pomyślał głośno Elf, przygotował Magiczne Pociski i wystrzelił je w kierunku osłabionego Smoka.

"- Yraelu! Jak się ockniesz natychmiast unieś się w powietrze i znajdź mi Fzoula"- przekazał swe myśli chowańcowi.
Gadzik_2005
PostWysłany: Wto 18:29, 04 Kwi 2006    Temat postu:

- Cholerni idioci... - warknął Faraday, widząc oddalających się kapłanów. - Osłaniaj mnie... - rozkazał lwu. Talonita leżał bezradny, zdany na łaskę Tymory...Nagle wpadł mu do głowy pomysł...
- Może to coś poskutkuje... - pomyślał z iskierką nadzieji. Faraday wyszeptał inkantację Boskiej mocy, po chwili zaś wypił miksturę lotu. Miał nadzieję, że teraz uda mu się podnieść na rękach, a następnie wygrzebać się spod kości Uljesa i unieść się nad ziemię. Plan był prosty...Droga ku przestworzom stała otworem...Ale wykonanie było bardzo trudne...
Jemiel
PostWysłany: Wto 18:19, 04 Kwi 2006    Temat postu:

- Pora wracać do Baator parszywy tłuku... - uśmiechnał się w głębi ducha Fenix zadając stojącemu naprzeciw demonowi kolejne ciosy.
Wiedział już, że dzięki natarciu elfów demony lada moment zaczną się cofać w ogien które same rozpętały i przestaną istnieć. Potyczka została wygrana, a skrytobójca był z tego niezmiernie zadowolony.
Jack Mort
PostWysłany: Wto 16:20, 04 Kwi 2006    Temat postu:

Sytuacja wojsk Przymierza była nie tyle krytyczna ile bardzo trudna do odwrócenia. Istniała jednak pewna szansa... Obydwa smoki zajęte były walką z pojedynczymi bohaterami, toteż nie siały takiego zamętu w wojskach. W wyniku tego Purpurowe Smoki wraz z klanem Benorna, nekromantami Karastirra oraz Kosiarzami Kelemvora wyrzynali w pień główny trzon armii demonów. Styre'owi i Sonji udało się wbrew pozorom uczynić bardzo wiele. Więcej nawet niż się spodziewali. To w głównej mierze dzięki nim bitwa mogła skończyć się jeszcze dla wojsk Przymierza korzystnie. Kawaleria poszła całkowicie w rozsypkę, a jej miejsce zajęła piechota Drizzta Do'Urdena zmagająca się teraz z resztkami konnicy Czarnej Sieci oraz zbrojnymi Zenthów. Na wschodzie oddział nieumarłych pozbawiony wodza został na swój sposób osierocony i zagubiony. Umarlaków nękały powietrzne ataki magów Czarnokija, a w dodatku barbarzyńcy w swym zacieciu i odwadze wyrąbali sobie drogę do kapłanów Faroda oraz Drake'a i kilku z nich (wśród nich Wulfgar) podnosiło już kapłański oddział na nogi. Wojska Przymierza czekały teraz na decydujący szturm Lorda Tyra, który miał dosłownie zmiażdżyć wroga. W oddali błyszczały już zbroje świętych paladynów. Podnosili oni bojową pieśń, która przyleciawszy do waszych uszu na wietrze wywołała niesamowitą aurę odwagi i poświęcenia (+4 do testów ataku)

Gwyndion zręcznie zbił cięcie zbrojnego, po czym wykonał pozorny ruch w lewo, który zakończył się błyskawicznym uskokiem na stronę prawą. Miecz zagłębił się w barku wroga, wpijając się nad wyraz głęboko (-10 pw). Elf już chciał zadać decydujące pchnięcie sztyletem w gardło przeciwnika, dwójkę wlaczących jednak rozdzielił pocisk balisty, będący tak naprawdę naostrzonym drzewem. Gwyndion w ostatniej chwili dzięki swemu refleksowi umknął, Zenth jednak został zmasakrowany przez pal, który rozsmarował go na ziemi. Elf wyciągnął natychmiast łuk, wpatrując się w źródło, które generowało śmiercionośne pociski. Kiedy dostrzegł górującego nad innymi Redgara, uśmiech Gwyndiona poszerzył się wilczo. Po chwili dwie strzały pomknęły w kierunku giganta, zagłębiając się w jego potężnej piersi (-18 pw)

Scyllua podeszła do krwawiącego Gawrona niezwykle zawadiacko i z nieziemską gracją.
- Panie fechmistrz. Niech pan mi nie robi zawodu - odezwała się, szydząc z bezradności samuraja. Kucnęła przy jęczącym z bólu Gawronie, chwytając go za kołnierz.
- Wstawaj! - wrzasnęła nagle, zmieniając oblicze. Jednym pociągnięciem postawiła mężczyznę, ważącego blisko 90 kilogramów, na chwiejne nogi. Gawron upuścił swą świętą katanę, która poniewierała się teraz gdzieś pod nogami walczących.
- Nie ma pan broni. Cóż za szkoda - szydziła dalej kobieta, wyprowadzając pierwsze cięcie, wobec którego mężczyzna był całkowicie bezbronny (-13 pw). Trysnęła krew kiedy ramię samuraja zostało rozorane przez kolosalną klingę. Gawron wrzasnął, chwytając się za rękę, odsłaniając tym samym twarz. Drugie cięcie właśnie tam było wymierzone i druzgocący cios spadł po raz drugi na ranną głowę samuraja, oszałamiając go zupełnie (-12 pw). Gawron nie utrzymał się na nogach i runął na ziemię jak długi, podpierając się bezsilnie rękoma. Następne cięcie oszalałej Darkhope rzuciło mężczyznę na plecy swą siłą (-11 pw). Gawron krztusząc się własną krwią widział teraz brunatne od bitwy niebo, a na nim słońce, które wychylało się zza chmury. Samuraj mimowolnie uśmiechnął się, choć tego gestu nie było widać spod purpurowej zasłony. Scyllua stanęła nad mężczyzną, śmiejąc się szaleńczo, po czym podniosła swój miecz do ostatecznego pchnięcia. Gawron przypomniał sobie jeszcze raz ukochaną Liię i żałował, iż nie wyznał jej miłości wcześniej. Teraz było już za późno. Z jej twarzą na umyśle, dumny samuraj odszedł na drugą stronę. Stal zagłebiła się w ciele, przeszywając je na wylot...

Immanuel posłał głowę przeciwnika w krótki lot, po czym odwrócił się na pięcie w stronę Scyllui i Gawrona. Dostrzegł z przerażeniem miecz kobiety tkwiący w piersi samuraja, po czym ryknął, wyzwalając potężną furię (Szał Barbarzyńcy). Dopadł do upadłej paladynki trzema zaledwie susami, wyprowadzając nieziemsko szybkie i pełne mocy cięcie. Trafiło one w plecy Darkhope, przejeżdżając po nerkach (-11 pw). Kobieta jęknęła, po czym odskoczyła natychmiast przerażona stanem w jakim znajdował się Wolrentine. Mógł ją teraz z łatwością posiekać na kawałki. Kobieta przywołała sowjego koszmara, który uderzył przklętymi kopytami w czoło Immanuela, posyłając go na ziemię (-12 pw). Scyllua umknęła w powietrze, by już nie powrócić podczas tej bitwy. Immanuel podniósł się z trudem, po czym spojrzał na Gawrona. Był dosłownie zmasakrowany.
- Dziwko! - krzyknął bezsilny wojownik. Po chwili odszukał oręż samuraja, kładąc mu go na piersi. Wolrentine odgarnął włosy by zarżnąć każdego kto podejdzie mu pod ostrze.

Drake wykonał niezwykle efektowny zamach bojową kosą, która spadła na czerep maszerującej mumii, zmiatając ją z drogi. Kapłan śmiał się opętańczo przy każdym ciosie i w bitewnym szale zapomniał o wszystkim. Istniał teraz tylko po to, by nieść śmierć.

Plan Karastirra znów okazał się niezwykle skuteczny. Rozpędzony i gotowy na wszystko gargulec z ogromnym impetem uderzył w zaskoczonego Fzoula, strącając go z latającego wierzchowca. Chembyrl spadł gdzieś w bitewny kocioł, gruchocząc sobie przy tym kosci (-23 pw). Chowaniec jednak poświęcił się, gdyż smok dostrzegł jego ruch bystrym okiem i gdy tylko ten zrzucił Fzoula z grzbietu, dragon trzasnął gargulca zrogowaciałym ogonem w głowę. Istota spadła bezwładnie na ziemię nieprzytomna (zostało 3 pw). Na tym jednak skończyła się dobra passa czarnego smoka. Dziesiątki Promieni Osłabienia uderzyły w jego pierś, osłabiając go na tyle, by ten runął na ziemię wzorem swego pana oraz chowańca Karastirra. Niestety zmiażdżył swym upadkiem czterech nieumarłych i dwóch nekromantów.

Farodowi udało się przywołać do życia potężnego sprzymierzeńca, który natychmiast rzucił się na pierwszego lepszego wampira, rozszarpując go na strzępy. Mikstura także przyniosła efekty i Faraday został trochę podleczony (11 pw). Jednak jego podwładni nie mieli na razie pomysłu jak wykaraskać go spod potężnych kości, toteż póki co porzucili swego dowódcę na rzecz większego dobra jakim jest powstrzymanie nieumarłych. Farod został sam, zmagając się z pozostałościami Ujlesa, które przygwoździły go do ziemi.

Liia uciekała przed smokiem blisko pięć minut kiedy wpadła na pewien pomysł. Zauważyła mianowicie poszarpane brzegi skalnych półek, które prześwitywały ze strony niedalekiego wąwozu. Gdyby udało się zaciągnąć tam smoka, byłoby tylko kwestią czasu pozbycie się go wśród wąskich przesmyków...

Benorn grzmotnął Wyrodnego w ramię, a te ugięło się pod mocą ciosu (-7 pw), przy akompaniamencie ryku glabrezu. Niestety uścisk tylko wzmógł się, wyciskając z krasnoluda siły życiowe (-5 pw). Ręka demona jednak wciąż pozostawała odsłonięta i można było w nią spokojnie uderzać. Kolejnego ciosu benornowego rębajła chyba by już nie wytrzymała.

Strategia Styre'a była znowóż celnym posunięciem i oddziały zahartowanych w niesieniu śmierci assasynów wbiegły w zwarte grupy demonów, pozbawiając ich haniebnej egzystencji. Sam Fenix dotkliwie kąsił swymi ciosami sporego diabła, który na dodatek jeszcze nie połapał się z której strony padają ciosy. Styre był piekielnie szybki. Podczas bitewnego ferworu ktoś nagle podniósł okryk krótkotrwałej radości. Fenix pozwolił sobie na chwilę rozejrzenia się, po czym dostrzegł dlaczego jego ludzie cieszą się jak dzieci. Setki strzał przeszywały powietrze, nawet nie drasnąwszy skrytobójców. Wszystkie idealnie wbijały się w demoniczną masę, dotkliwie ją osłabiając (zostało jakieś 30% pierwotnego oddziału).
- Silverymoon! - krzyczeli kolejni, wyłaniający się zza płonących drzew wojownicy elfów. Posiłki z wspaniałego miasta przybyły w samą porę i to od strony, która najbardziej tego potrzebowała. Dowodzący posiłkami Lotus 'Axe' wpadł z dwoma potężnymi toporami na najbliższego baatezu, odcinając mu kończyny jedna za drugą. Styre mimowolnie uśmiechnął się chytrze, podobnie zrobiła Sonja. Partyzanci mieli ponad trzykrotną już przewagę!
- Silverymoon!!! Marchie!!!
Jemiel
PostWysłany: Wto 15:15, 04 Kwi 2006    Temat postu:

W obliczu płomieni ogarniających wszystko wokoło walka na dystans straciła jakikolwiek sens. Skrytobójcom została już tylko jedna opcja.
- Każ swoim z północnego skrzydła szarżować, reszta niech zajdzie ich od południa! - Styre odkrzyknął Sonji, a następnie wrzasnął do resztki swoich żołnierzy.
- Reszta za mną! Naprzód! - chwycił za swój rapier, i pobiegł do szturmu, a tuż za nim ruszył jego oddział uzbrojony w jakikowliek oręż bliskiego kontaktu posiadał.
JJ
PostWysłany: Pon 6:28, 03 Kwi 2006    Temat postu:

- Styre co robimy?! - Wrzeszczała Sonja do skrytobójcy - Jest ich coraz więcej, nie damy chyba rady!.
Sama napięła łuk i wystrzeliła do jednego z demonów. Ktoś gdzieś wrzeszczał, coś gdzieś ryczało, pojawiały się płomienie i gineli kolejni ludzie Styre'a i Sonji. Tak naprawdę to ona nie znała się zbytnio na dowodzeniu, podobało się jej coś takiego lecz brakowało doświadczenia. Myślała jednak trzeźwo i starała się wykorzystać proste pomysły i taktyki do walki z wrogiem. Niespodziewanym pomocnikiem okazał się w tym sam Styre ze swoim planem.
- Słyszysz mnie do cholery?!. Zabieraj ludzi!! - Wrzeszczała mocno do swego sierżanta by ustawili się w bardziej dogodnym miejscu.
Kasiurzyńska
PostWysłany: Czw 16:40, 30 Mar 2006    Temat postu:

Zaklinaczka uciekała jak szalona przed smokiem i jego oddechem. Leciała tak szybko jak tylko potrafiła i co chwilę odwracała głowę spoglądając na wielkiego gada. Obniżyła mocno swój lot by być jak najniżej ziemi i miała nadzieję że to nieco zwolni goniącego ją smoka. Liia dzięki magii posiadała lepszą niż on zwrotność, więc to było w tej chwili jej jedynym atutem.
- Odwal się pierniczona świnio, odwal się - Szeptała pod nosem.

Powered by phpBB © 2001 phpBB Group