Krucjata Morta i Anthaela
RPG w najczystszej postaci - sesje, opowiadania, dyskusje
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Krucjata Morta i Anthaela Strona Główna
->
Wojny Bogów - Trylogia
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Ogłoszenia
----------------
Newsy
Regulamin
Czysta gra...
----------------
Forgotten Realms - sesje
Wojny Bogów - Trylogia
Świat Bólu
Monastyr - sesje
Futurista
Inne fabulary
Spis postaci
"U Jacky'ego"
Nieświat
Twórczość
----------------
Opowiadania i powieści
Elementy gry
Recenzje
Discussion
----------------
Uwagi ogólne
Offtop
Fabulary
Zwiastun Zła cz.I
----------------
Babylon
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Gadzik_2005
Wysłany: Pią 12:24, 31 Mar 2006
Temat postu:
- Hmmmm, wiedz jedno... - mruknął Kythylion tak, aby usłyszał go tylko Mordred. - Chcę zobaczyć Sonję i Kyrię...Nie mogę ich tak zostawić...I nie poddam się dopóki nie wypróbuję wszystkich możliwości wydostania się stąd...Zresztą ten pomysł jest tak głupi jak Ty, ale nie mamy wyboru... - stwierdził. - Ta gruba glizda będzie jeszcze błagać o litość... - dodał z uśmiechem, który kir - lanan znał doskonale...
Jack Mort
Wysłany: Pią 12:08, 31 Mar 2006
Temat postu:
Kir-lanan, a właściwie na pół kir-lanan, podszedł do zrezygnowanego tieflinga, starając się nie pokazywać diabelskim strażnikom.
- Te! Szudrawcze - syknął do diablęcia z chytrym uśmiechem - Gdzież się podział dawny Kythylion? Gdzie ten, który gotów byłby mi oczy wydłubać jeszcze pół dekady temu? Wiem, że pobyt w Baator to ciężki żywot, wiem bo sam przebywam tu już sporo czasu, ale do licha nie poddam się tak łatwo, choćby i moja dusza miała tu zostać na uciechy tego pawiana Salaveshiana. Słuchaj mnie. Niedługo te tłuste prosie znów zechce oglądać nas na arenie. Mam tu kilku sprzymierzeńców, niewolników. Wspólnie możemy zaatakować tą glistę! Zdusić jego demoniczne serce w tej dłoni - rozpędził się Mordred zaciskając opazurzoną dłoń. W jego oczach pojawił się blask. Mimo, iż ucieczka z planu Dziewięciu Piekieł wydawała się niemożliwą, on ciągle wierzył...
Gadzik_2005
Wysłany: Pią 8:36, 31 Mar 2006
Temat postu:
Kythylion usiadł zrezygnowany w jakimś kącie jaskini.
- Masz pomysł jak sie stąd wydostać ? - mruknął. Pytanie było absurdalne, ale w chwili obecnej tylko to przychodziło tieflingowi na myśl.
Jack Mort
Wysłany: Pią 8:25, 31 Mar 2006
Temat postu:
Mordred potrząsnął nieco Kythylionem.
- Uspokój się w końcu! Siedzimy w tym gównie razem i nie powinniśmy dawać się ponosić emocjom. Nic niestety nie wiem o Sonji ani tym bardziej o twojej małej. Ja... - podjął zmieszany kir-lanan, nie potrafiąc użyć odpowiedniego słowa - ja nie mam życia. Na Torilu jestem zwyczajnie martwy. Mogę żyć tylko na tym planie, moja dusza jest tu uwięziona. Stąd ta zmiana mojego wyglądu. Kiedy pięć lat temu - głos Mordreda stał się nagle bardziej gniewny - Co tu kryć? Kiedy pięć lat temu zostawiliście mnie w lochu, moja dusza odeszła na połacie Śmierci. Zdołałem stamtąd uciec przy pomocy Lotara, ale... to już inna, dłuższa i nie na tą chwilę, historia - zakończył, rozglądając się po pieczarze. Była to zwykła, niewolnicza jaskinia, w której demony trzymały swych więźniów. Jedyne wyjście znajdowało się za potężnymi kratami, których pilnowały czarty. Mordred westchnął tylko.
Gadzik_2005
Wysłany: Czw 21:22, 30 Mar 2006
Temat postu:
- Witaj... - mruknął Kythylion. Każdy ruch sprawiał mu niebotyczny ból, powodując lekkie oszłomienie. - Zmieniłeś się... - dodał. Nagle w sercu tieflinga ożyła nadzieja, jednak jakże płonna i nierealna...
- Może...Może spotkałeś się z Sonją...Widziałeś ją... - spytał, łudząc się że takie spotkanie było możliwe. - Mamy córeczkę...Na imię ma Kyria, ma pięć lat...No powiedz coś wreszcie ! - krzyknął
Jack Mort
Wysłany: Czw 17:53, 30 Mar 2006
Temat postu:
Mordred uchylił się od kolejnego udawanego ciosu, po czym z całej siły poświęcając się nabił swe ciało na szpon Kythyliona. Zrobił to tak by nie przebić żadnych ważnych organów, co nie zmienia faktu iż ból był okrutny. Zanim kir-lanan zamknął powieki by zasymulować utratę przytomności, puścił oko do tieflinga. Po chwili grzmotnął o ziemię bezwładnie. Podniosły się wiwaty, które były w wydaniu demonów zwyczajnymi wrzaskami i rykami, po czym Kythtylion wyczuł, iż wraca do normalnego ciała. Natychmiast osłabnął i padł na kolana, zaciskając zęby. Tiefling zemdlał wyczerpany, tym razem nie udając...
***
Kap...kap...kap... Kythylion otworzył prawe oko, po czym natychmiast je zamknął, wyczuwając uderzenie kropli. Ból zmalał nieco, choć był stale wyczuwalny jak zawsze w stanie po transformacji. Kończyny stawały się nienaturalnie rozciągnięte, kości w nich maksymalnie wygięte. Ktoś chwycił tieflinga za ramię, podnosząc na klęczki.
Mordred
Diablę ujrzał surowo ciosaną twarz Mordreda, mając niezwykły mętlik w głowie. Czyżby już widywał trupy? Czyżby był na tyle wyczerpany psychicznie?
-
Sah'yo
Kythylionie - powitał się kir-lanan z cieniem uśmiechu. Była w nim nadzieja... Dopiero teraz tiefling zauważył, iż oblicze Mordreda zmieniło się od czasu kiedy po raz ostatni widzieli się pięć lat temu. Było nieco bardziej ludzkie, nie przypominało już wilczych rysów potwora. Tylko czerwone oczy, chytry uśmiech oraz skrzydła zapewniały o tożsamości kir-lanana.
Gadzik_2005
Wysłany: Czw 17:39, 30 Mar 2006
Temat postu:
- Ty i te twoje pomysły... - mruknął Kythylion, jednak starał się udawać najlepiej jak tylko umiał. Sonja i Kyria były idealną motywacją, aby powstrzymać rządzę głodu trawiącą tieflinga.
Jack Mort
Wysłany: Czw 17:21, 30 Mar 2006
Temat postu:
Mordred zdawał się odzyskać siły, lecz chwilę później rzucił się na bestię z ogromną agresją.
- Cicho głupcze! - syknął Kythylionowi do ucha kiedy obydwaj przywarli do siebie szponami - Improwizuj jak możesz - warknął jeszcze, po czym rzucił się na ziemie z udawanym bólem. Czarty ryczały dziko z rozkoszy oglądania pojedynku. Kir-lanan był wyraźnie słaby i musiał całkowicie zaufać Kythylionowi oraz... jego silnej woli...
Gadzik_2005
Wysłany: Czw 14:11, 30 Mar 2006
Temat postu:
Kythylion z niebotycznym zdziwieniem i dozą lekkiego przerażenia wpatrywał się w stwora...
- Mordred ?! Ty żyjesz ?! Co ty tutaj robisz ?! - "tiefling" całkowicie zapomniał o swoim głodzie. - Myślałem, że ty zginąłeś w podziemiach...Pięć lat temu...
Jack Mort
Wysłany: Czw 13:12, 30 Mar 2006
Temat postu:
Obandażowany twór podjął wprawdzie rozpaczliwą próbę wzniesienia sie w powietrze, niemniej związane skrzydła skutecznie uniemożliwiły mu to zadanie. Po chwili padł pierwszy cios szponiastej łapy, który wyrzucił stwora w powietrze. Ten przekoziołkował w locie i grzmotnął z jęknięciem o ziemię. Kiedy Kythylion rozpoczął kolejną szarżę na bezbronnego, temu udało się w końcu wysunąć szpony na dłoniach. Zdołał rozerwać bandaże na twarzy i spojrzeć na swego przeciwnika. Spojrzenia spotkały się, nad wyraz zdumione, ale i przerażone. "Gladiatorem" był Mordred...
Gadzik_2005
Wysłany: Wto 18:18, 28 Mar 2006
Temat postu:
Kythylion znalazł się w morlanej kropce. Z jednej strony żal mu było stwora, który znajdował się w prawie takie samej sytuacji co on. Z drugiej zaś, głód nękający Kythyliona był nie do opanowania...I ciągle narastał...Natura bestii odezwała się w nim z przeogromną siłą...
-
Walcz...Broń się...Uciekaj...
- szeptał, zbliżając się do stwora. Nagle oczy "tieflinga" przybrały kolor wściekłej czerwieni...Uczucie głodu stało się dla niego najgorszą męczarnią...Z wściekłym rykiem skoczył ku tej dziwnej istocie...
Jack Mort
Wysłany: Wto 17:51, 28 Mar 2006
Temat postu:
Ową pierwszą istotą był jak zawsze Trakh i to on ze spokojem przyjął pierwszy cios szponiastej łapy, zbijając ją własną z całej siły. Wtedy właśnie zaatakował dodatkową parą rąk, chwytając ręce odmienionego Kythyliona w nadgarstkach. Swymi potężnymi ramionami przytyrzymywał je w górze, zaś mniejszymi, nasączonymi trucizną okładał bestię po torsie. Kythyliona jak zawsze zgubiła niepochamowana dzikość i przewidywalność ruchów. Teraz Trakh miał go w kropce.
- Stać! Stać, stać, stać!!! Co u licha?! Cóż to jest, że muszę oglądać wciąż to samo?! - wrzeszczał Salaveshian ze swojego dziwacznego tronu - Trakh'u. Wprowadź tu kogoś na jego poziomie - prychnął pogardliwie, po czym uśmiechnął się obleśnie - Chcę widzieć rzeź...
Baatezu grzmotnął więc Kythyliona ogonem z całej siły tak by ten oniemiał na chwilę, po czym rozkazał gestami wprowadzić "gladiatora". Po chwili dwa pomniejsze diabły wprowadziły całkowicie owiniętego bandażami stwora z pokaźnymi skrzydłami. Nie było widać twarzy monstra, ani jego ciała, wszystko przesłaniały przesiąknięte krwią bandaże. Gwardziści zamknęli wyjścia, po czym umknęli w bezpieczne miejce podobnie jak i Trakh. Obandażowany twór upadł na kolana, oddychając głeboko. Kythylion nie mógł przezwyciężyć głodu...
Gadzik_2005
Wysłany: Wto 13:57, 28 Mar 2006
Temat postu:
Kythylion z dozą wściekłości i przerażenia spoglądał na własną transformację.
-
Sonja, moja Najdroższa...Kyria, córeczko...
- pomyślał, spoglądając z przeogromnym bólem na wynik przemiany. Zmienił się w ponad dwumetrową, potężną bestię...Bestię o wielkiej rządzy krwi...
- Ty tłusty gnoju !! - ryknął w stronę przywódcy demonów, po czym rzucił się na pierwszą lepszą istotę, która napatoczyła się pod jego pazury.
Jack Mort
Wysłany: Wto 13:31, 28 Mar 2006
Temat postu:
Udręka Kythyliona cz.I
- No dalejże! Pokaż nam co nowego umie nasz pies! - grzotnął tubalnym głosem otyły diabeł rozłożony wygodnie na wielkim muchomorze. Z uwagą obserwował on sceny rozgrywające się na deskach jego swoistego "teatru", a motyw niejakiego Kythyliona nad wyraz przypadł mu do gustu. Salaveshian Płomiennooki gustował w tak okrutnych i bezlitosnych gierkach. Podwładny diabła, postawny baatezu Trakh uniósł wycieńczonego Kythyliona nad głowę swoimi szczypcami, po czym potrząsnął nim nieco, po raz kolejny rozprowadzając po ciele tieflinga okropną truciznę, która pobudzała transformację. Kythylion mógł jedynie bezwładnie patrzeć jak własne ciało rozrywane jest przez rogate wypustki i skrzydła. Mógł tylko wspominać sobie ukochane oblicze Sonji i córeczki. Zgadywać co teraz robią, czy w ogóle żyją... Właśnie ta niewiedza najbardziej bolała.
- Żryj co ci dam!!! Nie opieraj się! - ryknął Trakh, kiedy wyczuł delikatny opór ze strony tieflinga.
Po chwili jednak Kythylion nie mógł się już dłużej zapierać i ku uciesze demonicznej gawiedzi zaczął transformować się w ognistą bestię. Stał się teraz dwumetrowym tworem płomieni, który pragnął zabijać. Jak zwykle kończyło się na walce z niezwyciężonym Trakh'iem...
Jack Mort
Wysłany: Śro 19:50, 22 Mar 2006
Temat postu:
Gawron z niepokojem obserwował, miotającą się Liię i przypatrywał się jej przez całą noc. Zdecydował jednak nie pytać się o nic, ani nic nie czynić. Miał złe przeczucia. Coś niejasnego wisiało w powietrzu. Na obóz spadła mgła barwy mleka...
Koniec
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001 phpBB Group
Chronicles phpBB2 theme by
Jakob Persson
(
http://www.eddingschronicles.com
). Stone textures by
Patty Herford
.
Regulamin