Krucjata Morta i Anthaela

Jack Mort

Tymczasem w oddalonej od miasta Fortecy Shredul'ahshal...

Mort westchnął po raz kolejny, uspokajająco zerkając na rudego towarzysza broni.
- War to niecierpliwiec. Wiesz przecież, że jeśli nie dopadnie tego Immanuela za wyrządzoną krzywdę, nie da mu to spokoju. Niech lepiej porąbie sobie trochę mieczem i odpuści - oznajmił przeżuwając spokojnie czerstwy chleb. Rudy Glod zatrzymał się w końcu w miejscu, po czym podszedł do milczącego gościa i szturchnął go kuskańcem. Blady i nieziemsko chudy Pravo spojrzał na niego obojętnym wzrokiem.
- A ty co o tym sądzisz chuderlaku - spytał się zniecierpliwiony rudy, rezygnując z prób przekonania Morta.
- Niech pokaże Wolrentinowi gdzie jego miejsce - Pravo uśmiechnął się szkaradnie, spotykając w przelocie spojrzenie mistrza...

Jack Mort

Rudy pacnął się prawicą w czoło, po czym chwycił Morta ze rękaw i... zaczał się śmiać, śmiechem szaleńca.
- Oni go zmasakrowali... Zmasakrowali - wyszpetał, patrząc bezradnie na ciało bez głowy. Mort przyglądał mu się bez uczuć. Skinął na towarzysza.
- Widzisz to cięcie ? - spytał, wskazując na pozostałość szyi. Glod uniósł brew.
- Nie mieli takiej broni - wykrztusił z siebie.
- Ano nie - potwierdził mag, kręcąc młynka palcami - Nie mają. Bo to broń ze wschodu. Tylko ona jednym cięciem może uczynić coś takiego. Wygląda na to, że nasz stary znajomy ruszył w ślad za nami - Mort uśmiechnął się delikatnie - Pan Obrońca Ucieśnionych.. tutaj...

Jack Mort

- Cóż za gorzka ironia - sarknął Mort, wpatrując się w falującą powierzchnię wody - On jest przekonany, że walczy z tobą - zwrócił się do chichoczącego rudzielca. Ten ze spojrzeniem szaleńca zmącił powierzchnię cieczy, wkładając do jej wnętrza posrebrzaną buławę.
- Toż to niezywkłe, iż otrzymałem od Stwórcy dar polimorfii w balora. Jaki ten świat mały. Ale dobrze... doskonale. Niech się pozarzynają nawzajem. Niech sczezną - szepnął Glod, obserwując kamienną twarz Morta.
- Tak... Bo wtedy... To my przejmiemy inicjatywę - mag spojrzał na towarzysza.